6 meczów potrzebowali , żeby wygrać całą ligę NBA. Bo wczesniej w drodze do mistrzostwa Warriors ani razu nie musieli rozgrywać siedmiu meczów w serii. Pokonali kolejno 4-1 Denver Nuggets, 4-2 Memphis Grizzlies, 4-1 Dallas Mavericks, a na koniec 4-2 Celtics. To nie była dla nich łatwa rywalizacja, bo zaczęli od porażki u siebie, a po trzech meczach było 2-1 dla Celtics. Warriors odnieśli trzy kolejne zwycięstwa, w tym dwa wyjazdowe. Ostatni triumf był najbardziej przekonujący, bo Warriors prowadzili w Bostonie od końcówki pierwszej kwarty, a przewaga gości była przez większość czasu dwucyfrowa.
Tak w piątek nad ranem oglądałem ten fantastyczny finał . Odbył się szósty mecz finałów Golden State Warriors pomiędzy Boston Celtics , a gospodarze okazali się zdecydowanie lepsi od Celtics, a całą finałową rywalizację wygrali 4:2, zwyciężając w trzech ostatnich spotkaniach to dało im przewagę.
Pierwsza kwarta nalezała do Boston zaczęli oni lepiej, co juz widzieliśmy w innych meczach . W Bostonie dobrze rzucali za trzy Jaylena Browna i Jaysona Tatuma, gracze z Bean-Town wyszli na prowadzenie 12:2 i trener Steve Kerr poprosił o czas na żądanie. Klay Thompson złapał drugi faul po zaledwie 3 minutach rywalizacji. Trener Kerr nawoływał z linii bocznej, by jego zespół dzielił się piłką, zamiast kozłowania przez kilka sekund w jednym miejscu lub bezsensowanie tracili piłki . Przewaga Boston Celtics zmalała do 4 oczek, gdy trener Ime Udoka posadził na ławkę Jayson Tatuma. Szybko zrozumiał, że to nie była odpowiednia decyzja.
Tak ta seria finałowa okazała się nieudana , dla Boston Celtics choć dwa razy wychodzili na prowadzenie, po pierwszym oraz trzecim meczu. W końcu stracili inicjatywę i już nie byli w stanie jej odzyskać, choć świetnie spisywali się do końca Jaylen Brown (34 pkt.) oraz Jayson Tatum (13 pkt.). W meczu numer sześć przypomniał też o sobie bohater pierwszego starcia, Al Horford (19 pkt.), ale zabrakło na dystansie całej serii wsparcia całej drużyny. Celtowie wrócili do finału po 12 latach przerwy i z pewnością to nie jest ich ostatnie słowo.
Na początku drugiej kwarty Golden State Warriors szybko osiągnęli przewagę. Wszelkie próby nawiązania kontaktu z drużyną prowadzoną przez Steve’a Kerra kończyły się fiaskiem dla Boston Celtics . Wojownicy sukcesywnie powiększali różnicę i na półmetku zawodów na tablicy rezultatów widniał wynik 54:39.
To od trzeciej kwarty ponownie od pierwszych minut druzyny wymieniały się ciosami z dystansu. Uaktywnił się m.in. Al Horford, którego dwie trójki z rzędu pozwoliły Bostonowi zachować dystans 16 punktów. Jednak w momencie, w którym Stephen Curry trafia z 9 metrów i daje swojej drużynie 22-punktowe prowadzenie, Można było odnieść wrażenie, że zwycięstwo Bostonowi się wymyka, ale gracze z Bostonu mieli jeszcze wystarczająco dużo woli walki, by zadania Warriors nie ułatwiać. Osobiste 5:0 Jaylena Browna zredukował stratę do 12 punktów , co po raz kolejny zmusiło trenera Kerra do ustalenia pewnych rzeczy ze swoimi podopiecznymi.
Boston Celtics – Golden State Warriors 103:90 (22:27, 17:27, 27:22, 24:27) Stan rywalizacji: 2-4