W sobotnie popołudnie Bristol City zmierzył się z ekipą Birmingham. Gospodarze zamierzali kontynuować serię zwycięstw, zostawiając w pokonanym polu Norwich i Southampton. Goście także pokazali wysoką formę w ostatnim meczu zwyciężając na wyjeździe Preston 1:0. Z racji na wysoką formę zespołu gospodarzy mecz wzbudził duże zainteresowanie i trybuny Ashton Gate zapełniły się prawie w całości.
Mecz rozpoczął się od rozpoznania siły obu ekip, które próbowały coś strzelić ale dzięki dobrej postawie obrońców w dalszym ciągu na tablicy wyników widniał wynik remisowy. Spotkanie rozkręciło się po pierwszym kwadransie, kiedy zarówno Bristol jak i Birmingham miały swoje szanse na uzyskanie prowadzenia.
Więcej z gry miała ekipa the Robins, która co chwila atakowała bramkę Beadle’a ale była mocno nieskuteczna. Wyróżniał się Armstrong próbując dryblingiem minąć kilku obrońców ale stara zasada mówi, że jak się minie dwóch to trzeci musi cię powstrzymać. Obojętnie jak, ważne abyś nie stwarzał zagrożenia.
Goście nie pozostawali dłużni i w drugiej części przeprowadzali ataki bokiem boiska, jednak wrzutki na pole karne okazywały się łupem obrońców. Inaczej miała się sytuacja kiedy na dryblingi decydowali się skrzydłowi, którzy sieli duże zagrożenie pod bramką Vitka. Prowadzili także w statystykach na rzuty rożne ale nic szczególne go z nich nie wynikało.
W ostatnich minutach pierwszej połowy po kolejnym przerwanym ataku Birmingham wyszła kontra, po której Sinclair Armstron w sprinterskim tempie pobiegł z piłką w stronę pola karnego i prawą nogą strzelił w długi róg bramki. Ashton Gate po tej sytuacji eksplodowało i w całym Bristolu słychać było radość kibiców. Sam strzelec gola popisał się okazałą cieszynką uderzając boczną chorągiewkę ciosem kickboksera.
Warto napisać też o kibicach z niedalekiego Birmingham, oddalonego o dwie godziny jazdy którzy liczbie zjawili się na trybunach zajmując całą trybunę za bramką. Fani gospodarzy wywiesili jedną flag o nazwie Cider Army, co jest charakterystyczne dla tego regionu, gdzie cydr jest najbardziej popularnym napojem.
Druga odsłona spotkania zaczęła się od walki w środkowej części boiska i żadna ze stron nie mogła przebić pod pole karne. W 53 minucie Twine zmienił ten stan rzeczy strzelając z prawej strony ale piłka nieznacznie minęła bramkę.
Po godzinie gry goście wybijali kolejne dwa rzuty rożne a także dokonali dwóch zmian w składzie. Nie przełożyło to się na żaden efekt bramkowy, ale przyczyniło się do kontry City z prawej strony. Niestety, Twinie zagubił się z piłką, która wyszła za linię.
W 65 minucie doszło do szarpaniny pomiędzy Iwatą a Mehmetim i sędzia ukarał obu graczy żółtymi kartkami. Piłkarze chwycili się za koszulki i blisko było do wspólnych ciosów ale rozjemca tego spotkania odpowiednio zareagował studząc zapał graczy.
Na początku ostatniego kwadransa doszło do niecodziennej sytuacji kiedy piłka po strzale gracza gości … opuściła obiekt. Kibice na tą sytuację zareagowali śmiechem i aplauzem dla strzelca.
Drużyna z Birmingham nie poddawała się w atakach i po kolejnej akcji z bocznej strefy boiska była bliska wyrównania, ale jeden z obrońców w ostatniej chwili wybił piłkę na rzut rożny.
W 84 doszło do zmiany w ekipie gospodarzy, gdzie jednym ze schodzących graczy był Mehmeti, ulubieniec fanów The Robins. Dostał on duże brawa pomimo średniego występu.
Po minięciu regulaminowego czasu gry arbiter doliczył sześć minut, na skutek czego piłkarze Birmingham rzucili się całym zespołem do ataku. Patrząc na statystyki posiadania piłki znacznie przeważali nad rywalem z Bristolu, jednak nic z tego nie wynikało. Piłka nożna jest sportem, gdzie nie zawsze dobrze grający przeciwnik wygrywa czy ten z wysoką statystyką. Podobnie było w dzisiejszym meczu i Bristol City wygrał ten mecz skromnym, wymęczonym i szczęśliwym 1:0.
Po ostatnim gwizdku kibice wielkim aplauzem podziękowali za wynik, dzięki któremu awansują w tabeli i podtrzymują serię trzech zwycięstw. Premier League, dzięki temu zwycięstwu, jest znacznie bliżej niż miało to miejsce po nieudanym meczu z Oxfordem. Liga jest długa i czasami trzeba niektóre mecze przepchnąć i po prostu najbrzydszym stylem wygrać tak jak miało to miejsce w sobotnie popołudnie w Bristolu.
Karol Kwiatkowski
JWSport Jacek Waszak – Sport journalist